W tej robocie każdy łup był brudny. Mimo, że uważano nas za piratów-dżentelmenów, ten drugi człon nie przyćmiewał znaczenia pierwszego. Jak to mówią w Lyonesse, nie ma honoru między złodziejami. Głupio mówią, ale w tych czasach opinia jest ważniejsza od czynu. Jako podniebny kapitan Maksymilian Valentine musiałem dbać i o kiesy, i o reputację mojej załogi.
"Ognisty Albatros", dwustustopowy trójzbiornikowiec, był zwarty, zwrotny i sprawiał wrażenie delikatnego. To pozór, jak wiele elementów naszego życia. Albatros mógł walczyć i walczył, jeśli zachodziła potrzeba. Cztery eterowe kulomioty (po dwa na dziobie i na rufie) oraz dwucalowa armatka w dolnej gondoli wydawały się uzbrojeniem skromnym, ale w połączeniu ze zwrotnością naszego sterowca, nadawały mu wartość bojową co najmniej dwóch pościgowców Royal Air Navy. Naszą siłą były zręczność i spryt - dlatego do alfheimskiego liniowca podchodziliśmy po cichu. (...)
The anthology can be bought here »- Pewnie wszystkich nas pośmiertnie awansują. - stwierdziła beznamiętnie porucznik Passi, patrząc na atomową zorzę.
- Odlecieliśmy na jakieś 50 mil... Przepraszam, 80 kilometrów. - poprawiłem się, spłoszony grymasem pani porucznik. - Impuls elektromagnetyczny już przeleciał. Odpalam systemy pokładowe. Nawigacja... Wspomaganie...
- Hanson, załatw mi autopilota. Do wzgórz poszybujemy i bez silnika, ale ta krypa musi potem odlecieć jako przynęta. (...)
The whole story can be read on the contest's webpage »Była ciepła, majowa noc, kiedy miałem stracić duszę.
Rzecz jasna, nawet nie podejrzewałem, że się na to zanosi - inaczej nie spędzałbym wieczoru leniwie przesiadując na dachu i podglądając sąsiadów. Odkąd się ociepliło, uwielbiałem wdrapywać się na budynek i rezydować w moim prywatnym odeonie. Czasem zadowalał mnie spektakl świateł: nieuzbrojonym okiem oglądałem elektryczną zorzę na ścianach pobliskich wielosegmentowych bloków - ciepłe żółcie kuchennych żarówek powoli ustępowały zimnym błękitom telewizorów, by wreszcie całkowicie wygasnąć. Innym razem brałem ze sobą lornetkę i zapuszczałem żurawia prosto do cudzych mieszkań, oglądając nieme sceny rodzinne lub po prostu pulpity komputerów. (...)
The anthology is available for free as a PDF file under this link »Trzeci szczebel był zbutwiały, a z siódmego i ósmego niebezpiecznie wystawały gwoździe. Stary Wasyl był tego świadom, bo sam je wykrzywiał wraz ze szwagrem, co by zniechęcić gówniarzy do kręcenia się po ambonie. Zarzucił sobie na ramię tobołek i ostrożnie stanął na pierwszym szczeblu, tuż przy bocznej żerdzi drabiny, na wypadek, gdyby przez ostatnie tygodnie i ten zbutwiał. Deska utrzymała ciężar kłusownika, więc rozpoczął powolną wspinaczkę na szczyt. Dwa metry, trzy metry – połowa drabiny. Tutaj Wasyl przystanął, zaniepokojony odgłosem szczebelka, o który oparł był się ręką. Wychylił głowę między żerdziami, na drugą stronę drabiny i pokręcił z politowaniem głową – szczebel był podpiłowany, zapewne przez Leśniczynę, która regularnie zostawiała niespodzianki dla kłusowników. Zapamiętał położenie nacięcia i jeszcze ostrożniej pokonał resztę drogi na szczyt. (...)
Fantom magazine (both: paper and digital versions) can be bought here »Czytając ze zgrozą wyrywkowo zapisywane karty dziennika profesora Siedleckiego, zdałem sobie sprawę, że naukowiec odważył się na krok, jakiego przed nim nie wykonał żaden człowiek. I przypłacił to, można powiedzieć, życiem - przynajmniej dotychczasowym, bo zgodnie z naszymi ostatnimi odkryciami, oraz jego zapiskami, gdzieś istniał i istnieć będzie po wsze czasy... Klęczałem przy buczącej hydroheterodynie, czytając rozrzucone przez wiatr strony, zbyt zszokowany, by przenieść się na wygodne krzesło. Notatki nie były obszerne - autor notował jedynie po kilka zdań osobistych przemyśleń z każdego dnia badań, gdyż dokumentację teoretyczną aparatury Profesor już dawno spisał i umieścił w pancernym sejfie, zaś obserwacje i techniczne wykresy zapisywaliśmy na bieżąco ja i drugi asystent, Euzebiusz N. (...)
The whole story can be read on the Wykrot webpage »Stasimon II
Koryfeusz:
Już płyną triremy, już wiatr dmucha w żagle
już pieśń płynie z gardeł żołnierskich, gdy nagle
z Kijos dwieście pod jedną banderą statków
zbrojonych - Ateńczyk nie szczędził wydatków -
wypływa Kallikratisowi naprzeciw.
Przed tym ostrzegali Spartiatów profeci,
lecz ci co powinni wysłuchać nie chcieli.
Na znak do ataku król strzałę wystrzelił.
Chór:
Opije się dziś krwi Okejnosa córa
i będzie tragedia tralala-tralula (...)
Aby móc dogłębniej rozpatrzyć ideę poddawania ocenie ewaluację zadań w grach fabularnych w analityce arystotelesowskiej, należy bliżej przyjrzeć się tematowi swoistej dychotomii, jaka towarzyszy RPG od początków tej dziedziny rozrywki. Otóż termin kryjący się pod omawianym akronimem zawiera w sobie zarówno człon „role-playing” – „odtwarzanie ról”, narrację i teatr improwizacji, jak i „game”, czyli granie według ściśle ustalonych zasad i z wytyczonym celem (z elementami współpracy i/lub konkurencji między uczestnikami rozgrywki). Elementy te są, w klasycznej grze fabularnej, nierozłączne, chociaż, jak zamierzamy wykazać w niniejszym komentarzu, są też ściśle niejednokładne.
Pierwszy z elementów, czyli narrację, możemy zdefiniować jako strukturę algebraiczną ΡΠ opisaną krotką (A, φ1, …., φn), gdzie: A oznacza uniwersum, zaś φ1, …., φn to skończony wykaz działań na zbiorze A.
Nie jest trudno udowodnić (posiłkując się aksjomatem Robbinsa), że ΡΠ nie jest algebrą Boole’a, gdyż n jest ostro większe od 5. Trochę więcej trudu dostarczyć może zbadanie, czy: a) zbiór A jest ciągły, b) czy jest różniczkowalny w każdym punkcie, oraz: c) ile ma wymiarów. Wszystkie trzy problemy są ze sobą ściśle powiązane. (...)
More can be read on the Wykrot webpage »